Hadriel |
Wysłany: Pią 23:48, 29 Gru 2006 Temat postu: O idealnej kobiecie... |
|
"Pewna legenda opowiada o ptaku, który śpiewa jedynie raz w życiu, piękniej niż jakiekolwiek stworzenie na ziemi. Z chwilą, gdy opuści rodzinne gniazdo zaczyna szukać ciernistego krzewu i nie spocznie póki go nie znajdzie.
A wtedy wyśpiewując pośród okrutnych gałęzi nadziewa się na najdłuższy i najostrzejszy cierń.
Umierając, wznosi się ponad swój ból, żeby prześcignąć w radosnym trelu słowika i skowronka.
Jedna...najpiękniejsza pieść...za cenę życia!
Cały świat wtedy zamiera, aby go wysłuchać, uśmiecha się nawet Bóg w niebie...
Bo to, co najlepsze, jest zawsze okupione ogromnym cierpieniem."
"Ptaki Ciernistych Krzewów" Coleen McCullough.
Idealna kobieta jednym spojrzeniem sprawi, że przypomnę sobie o tym, jakim szczęściem jest bycie z nią. To taka, która będzie mnie kochać tak bardzo, żeby wybaczyć wszystkie wady. Ludzie, którzy prawdziwie kochają, potrafią wiele wybaczać. Idealna kobieta zamilknie wtedy, kiedy wie, że należy to robić i wygarnie mi wtedy, kiedy sobie na to zasłużę.
Idealna to taka, która wkurzy się, gdy zgaszę papierosa w niedopitej szklance, taka, która będzie mi marudzić, że się źle odżywiam i za dużo siedzę przed komputerem.
Idealna kobiet będzie kupowała do domu kwiaty i opierdalała mnei za to, że nie dostrzegam ich piękna. A w nocy wyjdzie na dwór, aby do samego rana gapić się na gwiazdy, po czym wróci i zbudzi mnie tylko po to, aby powiedzieć, że kiedyś razem na nie polecimy.
To także taka kobieta, która słysząc od kogoś plotki na mój temat powie głośno: odpierdolcie się od niego! I jak lwica będzie walczyć o moje dobre imię. I wreszcie - chciałbym, aby to była taka kobieta, której podziwiałbym piękno, ale bał się jej rozumu.
Piękno kobiet, bagatelizowane przez pasztety naiwnie twierdzące, że liczy się charakter - jest najważniejszym elementem poszukiwań ideałów.
Idealna kobieta, to taka, wobec której zaniemówiłbym, całkowicie zauroczył i podporządkował swoje życie niczym Martin Eden po spotkaniu panny Ruth.
Idealna kobieta musiałaby mieć w sobie coś z Heleny Trojańskiej, która niesiona głupimi emocjami, poszłaby za mną na koniec świata, a zdominowana przez własny egoizm nie pozwoliłaby sobie na utratę tej miłości.
Niechże i będzie w niej trochę z Beatrycze opisanej przez Dantego - złośliwej, ciut zarozumiałej, wyniosłej i co najważniejsze - niedostępnej wszystkimi zmysłami.
Mógłbym tę kobiete traktować jak swoją Dulcyneę i za nic w świecie nie dostrzegłbym jej wad i niedoskonałości.
Można tych postaci wymieniać i wymieniać, wszak tematem zdecydowanej większości dzieł światowej literatury jest właśnie miłość.
Książkowe ideały mają jedną wspólną cechę - wszystkie kobiety były piękne, a miłość do nich nieszczęśliwa.
Jest w tym trochę prawdy, że najpiękniejsze uczucia to te, których nigdy nie mamy okazji urzeczywistnić.
A jeśli już nie urzeczywistniamy, to przegrywamy.
Tak jak przegrali wszyscy wymienieni przez mnie bohaterowie. Bo nie ma prawdziwej miłości, która nie kończy się cierpieniem. Wiedziała o tym Twain'owska Ewa, która w swoich pamiętnikach modliła się do Boga, aby pozwolił jej umrzeć albo razem z Adamem albo przed nim. Aby Bóg oszczędził jej cierpień utraty mężczyzny, który "był tylko jej". Jej modlitwy zostały wysłuchane. To Adam na jej grobie napisał o raju, który był tam, gdzie była ONA.
Spotykając idealną kobietę godzimy się na cierpienie.
Świadomie, wręcz masochistycznie, jak ciernisty ptak, szukamy własnego ciernia, który prędzej czy później zabije nasze serce.
Czy w takim razie najlepiej jest całe życie walczyć o ideał i spotkać się z nią tuż przed śmiercią? Tak jak Honoriusz Balzack, który 15 lat próbował zdobyć serce pani Hańskiej. I zdobył je. Parę miesięcy przed śmiercią, będąc już u kresu sił. Tyle lat poświęcił, by zdobyć cel i nie dane mu było rozkoszować się zwycięstwem.
Ale wszedł na szczyt, z którego nie zszedł pokonany.
O tak, być na szczycie uczuć i nie zostać przez nie pokonany...
Trwać w poszukiwaniach i być zawsze blisko celu, ale nigdy go nie zdobyć.
Być tam, gdzie nie ma poszukiwań, zerwanych związków, niezgodnych charakterów, fizycznej brzydoty i śmierci.
Szukać, uparcie szukać, być tuż tuż, ale nigdy nie znaleźć tej, której gesty i słowa będą cierniem popychającym nas w otchłań śmierci.
Szukać i nigdy nie znaleźć tej, której pocałunek będzie kładł mnie do snu, w zapachu której zasnę i rankiem budzącym dotyku
Trwać w marzeniach o kobiecie, która przytuli mnie, po czym delikatnie odsunie opuszczając wzrok, jakby zdawała sobie sprawę z kruchości chwil.
Oczami wyobraźni widzieć jej oczy, lekko szkliste zachodzące łzami szczęścia i zwarte usta, które leciutko, prawie niewidocznie uśmiechają się do ciebie.
A może poddać się dosięgnąć celu?
Dotknąć, poczuć, zobaczyć, usłyszeć... Być przy tej jedynej, tej bezwarunkowej, tej ostatniej, tej, która nigdy nie przeminie.
I mieć świadomość, że nie ma raju tam, gdzie jest ona.
To ona jest rajem.
I już nic nie mówić, nie słyszeć, nie dotykać... Zatopić się idealnej pieśni, której imieniem jest idealna "miłość".
I przestać żyć, bo po takiej chwili - nic już nie może być piękniejsze...
Daje do myślenia, co?? (przepraszam ze Was do tego zmusiłem ) |
|